s.główna

Nr 13       27 marca 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

GRUBE CZY CIENKIE?

Jakie książki czytać? Chciałoby się odpowiedzieć: dobre, jednak kategoria „dobra książka” jest nader rozciągliwa, bo każdy czytelnik może ją inaczej definiować. Sam niejednokrotnie słyszałem, jak stali bywalcy bibliotek zaznaczają kategorycznie: tylko niech będzie gruba. Wiadomo, o co chodzi: im więcej kartek, tym dłuższa przyjemność obcowania z ulubionym autorem czy bohaterem.

Choć zatem winniśmy doceniać walory długich literackich wojaży, czy wolno nam skazywać na banicję autorów zapraszających czytelnika w podróż raptem kilkugodzinną? Wszak o nasze względy domagają się choćby Obcy Camusa, Żar Máraiego i Llosa ze swoją zagadką Kto zabił Palomina Molero?

Pamiętam dziwny uśmieszek na twarzy szkolnego bibliotekarza, kiedy po wielu prośbach dopuścił mnie, namolnego dziesięciolatka, do półek z literaturą dla starszych czytelników; i pamiętam moją ekscytację, kiedy znalazłem tam książkę znacznie grubszą niż Dzieci kapitana Granta. Nawet po tylu latach hasło „Dostojewski” przywodzi wspomnienie katuszy, jakie przechodził czwartoklasista czytając Braci Karamazow. Ale pamiętam też, jak niemal w tym samym czasie, z wypiekami na twarzy, pochłaniałem cieniutką książeczkę Stefana Themersona Pan Tom buduje dom, bo autor zabrał mnie w podróż, jakiej wcześniej nigdy nie odbyłem. Być może w literaturze chodzi właśnie o to, by zapuszczać się na obszary jeszcze przez nas nie odkryte? Swoją drogą, miła sercu jest świadomość, że na osobistej mapie literackich peregrynacji wciąż czekają na nas tak rozumiane „białe plamy”.

KSIĄŻKI JUŻ OBECNE

Świt Kambriddów, Siedmioróg 2000; Cień Kwapry, Siedmioróg 2002


Dylogia fantasy, połączenie powieści quasi-historycznej i baśniowej stylistyki właściwej dla fantasy. Nawiązująca do języka biblijnego alegoryczna przypowieść, w której na plan pierwszy wysuwają się odwieczne tematy: granice wolności jednostki, odpowiedzialność za los innych oraz wolność wyboru, postrzegana jako istotny element w walce dobra ze złem.


O powieściach pisali:

„Rzeczpospolita”: „Świt Kambriddów jest (…) przypowieścią o celowości sięgania tam, gdzie rozum nie sięga, łamania tabu, obalania mitów”.

„Guliwer”: „Kto się zdoła oprzeć urokom fantastycznych opowieści, tym bardziej jeśli są snute umiejętnie i zgrabnie? (…) Wpada się w tę pułapkę zastawioną przez pisarza zręcznie dozującego napięcie – i trudno się z niej wydobyć”.

„Science Fiction”: „Historia napisana jest sprawnie, wciąga, intryguje, zachęca do dalszego zagłębiania się w wartką akcję. Świat stworzony przez autora jest bardzo spójny, przemyślany, co w przypadku rodzimych produkcji fantasy nie zawsze jest regułą”.


Fragment: Czas wolno płynie. Czekam cierpliwie, nic mnie nie ponagla. Wszystko mam już za sobą. Pozostało mi tylko liczenie mijających chwil, bez konieczności gonienia tego, co oddala się z każdym dniem, przymusza oporne ciało do kolejnego wysiłku. Mój czas dobiegł końca. (…) Gdy spojrzę w głąb duszy, widzę ogrom win, których się dopuściłem. Jeśli ktoś sprawiedliwie zasłużył na klątwę, to ja sam. Tak się też stanie. Odchodzę nie zostawiwszy potomka, więc imię moje umrze wraz ze mną. Czyż nie dość sroga to kara? (…) Gdybyż śmierć mogła zmazać część moich haniebnych przewinień... Nawet i ta pociecha została mi odebrana. Umrę jak każde z pospolitych stworzeń, bez nadziei na odkupienie win. Wybiegam ze spowitej mrokiem jaskini, staję nad brzegiem przepaści. Słońce jeszcze świeci, ale czerwona poświata na dnie doliny zwiastuje bliski już koniec dnia. Trącam nogą kamień – spada z łoskotem na dno przepastnej otchłani. Jutro z samego rana pójdę jego śladem.

KSIĄŻKI ZAPOWIADANE

Pokój bez widoku, Media Rodzina


Fragment powieści: Bellow zjawił się w mym życiu zbyt późno, by zostać moim literackim mentorem. Za to doskonale się sprawdzał w roli frywolnego przewodnika po świecie napompowanym polityczną poprawnością. Z urokiem szkolnego łobuziaka przebijał balony absurdu. Odrzucał polityczne mody. Cieszył się każdą chwilą życia i potrafił żartować z własnej śmierci. Więc nie ukrywam, że kiedy go teraz usłyszałem, pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, była następująca: Oho, Saul Bellow przychodzi spełnić daną mi obietnicę. Janis Freedman była piątą żoną Bellowa. Pobrali się w sierpniu 1989 roku. Saul miał wtedy 74 lata, Janis 31. Różnica wieku między nimi wynosiła czterdzieści kilka lat. Z poprzednich małżeństw dochował się trzech synów. Kiedy pod koniec 1999 roku po raz czwarty został ojcem (Janis urodziła córkę), dźwigał na karku 84 wiosny. Wciąż wydawał się mieć niespożyte siły. Ale strój dandysa i uśmiech wiecznego chłopca były tylko pozą dla świata. Przy mnie zrzucał maskę. Życie jako wyzwanie już go nie pociągało. Obaj wiedzieliśmy, że nie napisze kolejnej książki ani nie sprawi sobie szóstej żony. Krótko mówiąc, nie miał po co dalej żyć. Latem 2002 roku zaprosił mnie na obiad do „Czterech Pór Roku”. Byliśmy właśnie po aperitifach, kiedy nieopatrznie spytałem: „Pracujesz nad czymś nowym?” „Jedyny gatunek literacki, jaki teraz uprawiam, to mowy pogrzebowe. Znajomi i przyjaciele odchodzą jeden po drugim. Wokół mnie zrobiło się pusto”. Próbowałem zmienić temat, ale nie dopuścił mnie do głosu. „Nie boję się śmierci. W każdym razie nie do tego stopnia, żeby na myśl o niej wpadać w panikę. Tak naprawdę jestem jej coraz bardziej ciekaw. – Nachylił się w moją stronę. – Wraz z wiekiem przychodzi zobojętnienie. Jedyne, co mnie jeszcze kręci, to pytanie, jak jest po drugiej stronie”. (…) „Mówisz poważnie?” Spojrzał na mnie ciemnymi żydowskimi oczami. „Jak najpoważniej, Mike”. „No dobrze. – Dla rozładowania nastroju zażartowałem: – Jak trafisz tam pierwszy, to wrócisz i mi opowiesz”. „Masz moje słowo. Upewnię się, że Bóg Żydów i Bóg chrześcijan nie wzięli się jeszcze za łby, a potem cię odwiedzę, żeby zdać relację”. I oto teraz wracał, by dotrzymać obietnicy.

KAFKOLOGIA

Biurko pisarza


W jednym z listów powstałych w okresie pisania Zamku Kafka zawarł swoiste pisarskie credo: „Egzystencja pisarza zależy prawdziwie od biurka, jeśli chce się wymknąć szaleństwu, nie może nigdy oddalać się od biurka, musi trzymać się go mocno, jak uczepiony zębami”.


Z kolei wśród liczącej ponad 500 listów korespondencji do Felicji Bauer jest również i ten, w którym Franz się zwierza, że do pisania potrzebuje odosobnienia jak „umarły”. Jak w takim razie pogodzić tę deklarację z faktem, że przez większość dorosłego życia mieszkał z rodzicami?


W nowoczesnej jak na owe czasy kamienicy nad Wełtawą (była winda!), dokąd rodzina Kafków przeprowadziła się w 1907 roku, Franz zajmował przejściowy pokój między salonem i sypialnią rodziców. „Kiedy po lewej cichnie hałas związany ze śniadaniem, z prawej pojawia się zgiełk przygotowań do obiadu. Wszędzie drzwi otwierają się tak, jakby ludzie chcieli przebić się przez ściany” – uskarża się w innym liście. Może zatem właśnie biurko, podniesione do rangi pisarskiego azylu, dawało Kafce siły do zmagania się z rozlicznymi przeciwnościami, od niemocy twórczej po atakujące go zewsząd hałasy w domu zamieszkałym przez osiem osób? Było niczym kapitański mostek, z wysokości którego, wyprawiając się na nieznane wody, zaklinał wrogie żywioły zawołaniem: „Pisanie mnie podtrzymuje. (…) Niepiszący pisarz to potwór ocierający się o obłęd”.




Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.