s.główna

Nr 16       17 kwietnia 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

ZMIANY, ZMIANY…

Od numeru szesnastego formuła newslettera ulega zmianie. Powód jest oczywisty: znika stały cykl „KSIĄŻKI JUŻ OBECNE”, przypomniałem przecież i omówiłem wszystkie wydane dotychczas powieści. Żyją swoim życiem, będą więc pewnie przy różnych okazjach powracać. Mam zresztą nadzieję, że będą też wznawiane i wciąż czytane. Chociaż to już zupełnie inna historia….

Odchodzi też „Kafkologia”. Choć Franz w takiej czy innej odsłonie, pod taką czy inną postacią, będzie się jeszcze na tych łamach pojawiał, czego przykładem numer najnowszy.


PIĄTKI Z PIĘTASZKIEM


Rysunek: Agata Gortat

Co w zamian?
Skoro newsletter ukazuje się w piątki, proponuję „Piątki z Piętaszkiem”. Przed laty historyjki o Piętaszku i Robinsonie publikowałem w Wirtualnej Polsce.
Zważywszy na przekaz, wydają się wciąż aktualne. Myliłby się ten, kto by sądził, że to przedstawiciel cywilizowanej Anglii w potyczkach słownych z tubylcem będzie zawsze górą. Dokładnie na odwrót: rozbitek z Yorku co rusz okazuje się nieokrzesanym dzikusem, jego towarzysz zaś niemal wzorem taktu i mistrzem intelektu. Jak choćby w dzisiejszej powiastce…




Robinson i pamięć o przeszłości

Mój poczciwy Robinson równo ze świtaniem przystąpił do robienia porządków. Zdziwiony tak niezwykłym u Robinsona stanem, jąłem go bacznie obserwować. Mrucząc coś pod nosem, wynosił z szopy narzędzia. Ledwo się z nimi uporał, nie odpocząwszy nawet, przystąpił do zabierania garnków z kuchni. Ciekawość we mnie zwyciężyła, więc spytałem: „Co robisz, panie?” Zamiast odpowiedzieć, ze zdwojoną energią jął ogałacać kuchnię z tej nędznej pozostałości zastawy kuchennej, jaką zdołał z zatopionego statku ocalić.


Podejrzałem, że znosi wszystko do dużej szopy, którą na nadmorskim wzgórzu niedawno wybudował. Wyszedłem mu naprzeciw. Na mój widok jakby oprzytomniał. Przypadł do mnie i z napięciem w oczach spytał: „Ile po mnie zostanie?”


Myślałem nad odpowiedzią, ale nie znając podłoża pytania, nijak nie potrafiłem wśród mnogości możliwych odpowiedzi znaleźć tę właściwą. „Co masz, panie, na myśli?” – dociekałem. „Kiedy umrę, mój Piętaszku, co po mnie zostanie?” „Jeśli nadal będziesz się zapuszczał aż za cypel, to chyba niewiele, bo rekinów tam zatrzęsienie”. „Nie o rekinach myślę”. „Gdyby zaś na wyspie wylądowali Salamakowie, to też niewiele zostanie do zbierania. Salamakowie zwykli ogryzać wrogów do kosteczek”.




Spojrzał na mnie tak, jakbym był niegodzien dzielić z nim mizerną wyspę. „Durny Piętaszku, ja o sprawach ostatecznych mówię, a ty o kościach”. „Widzi mi się, że Robinson sprowadzony do nagich kości jest najbardziej ostateczną z ostateczności”. „Przeszłość i pamięć, durny Piętaszku, te dwa zjawiska od dawna mnie zaprzątają”. „Tylko po jakie licho ostatnich garnków nas pozbawiasz?” „Buduję muzeum własnej pamięci”. „Muzeum?” – powtórzyłem. „Inaczej miejsce, w którym najcenniejsze wspomnienia przeszłości teraźniejszość z myślą o przyszłości przechowuje” „Dosyć mętne to, panie”. „Kiedy Robinsona zabraknie, pamięć o nim nie zginie”. „Jakim to sposobem motyka, łopata i trzy koślawe garnki będą przyszłości przypominać o Robinsonie?” „Wstrzymaj się, jeszczem dzieła nie ukończył”.


Godziny mijały, a Robinson z rzadką u niego energią przenosił i przeprowadzał cały nasz dobytek do nowo wzniesionej szopy. Dobrze, rzekłem do siebie, niech i tak będzie. Szopa zdała mi się solidna, uznałem więc, że lepiej będzie się w niej mieszkać. Noc przespałem spokojnie. Zbudził mnie głos Robinsona: „Wstań, robota jest bliska ukończenia”. Ledwo wstałem z łóżka, Robinson chwycił je i ciągnie do szopy. Ruszyłem za nim, mocno rozeźlony. „Wejdź, Piętaszku, pora zamykać”. „Przekroczyłem próg, nieświadom jeszcze, co mnie czeka. Zaciągnął okratowane drzwi, zamknął je od środka na skobel i z zadowoloną miną każe mi swoje dzieło podziwiać. „Kozy też żeś przyprowadził, panie? Po jakie licho?” „Potomność będzie wiedziała, jak żeśmy żyli i co jedli”. „W istocie zadbałeś o każdy szczegół”. „Historia, Piętaszku, nie może się żywić fałszem”. „A czym my się będziemy żywić?”


Dwa dni wytrzymaliśmy bez jedzenia i picia. Z szacunku dla historii nie wolno nam było nawet kokosa rozłupać, o przygotowaniu pieczystego z kóz nie wspomnę. Pod koniec drugiego dnia Robinson z obrażoną miną drzwi otworzył i pierwszy wyszedł, nie oglądając się na mnie. Późno bo późno, ale zrozumiał wreszcie, że żywi sami sobie muzeum budować nie powinni.


JEDNAK KAFKA? TAK, CHOCIAŻ INACZEJ


Proces, Franz Kafka & Grzegorz Gortat (wydanie nowe i uzupełnione)



Fragment ostatniego rozdziału (oprawcy prowadzą Józefa K. na miejsce kaźni):

Barkami przywarli od tyłu do jego barków, nie zgięli ramion, tylko opletli nimi proste ramiona K., dłonie przytrzymując wyuczonym, żelaznym chwytem. Wszyscy trzej tworzyli teraz taką jedność, jakby tacy przyszli na świat i pod taką postacią mieli go pożegnać. „To wbrew prawu, panowie! – zaprotestował Józef K. i świadom obywatelskiej powinności próbował poluzować uchwyt panów w służbowych cylindrach i surdutach. – Powinniśmy zachowywać dwumetrowe odległości!".




Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.