s.główna

Nr 24       12 czerwca 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

PIĄTKI Z PIĘTASZKIEM


Robinson i metafizyka snów

Mój poczciwy Robinson wyrwał mnie ze snu przeraźliwym krzykiem.

Wybiegłem z chaty, nie wiedząc, czy ziemia się zatrzęsła, czy dzicy Salamakowie nocą przybili do brzegu.

Trąc zaspane oczy, rozejrzałem się. Ziemia ani myślała się rozstępować, a brzeg, jak okiem sięgnąć, znaczyły jedynie wyrzucone falą przypływu wodorosty. Robinson, na wpół ubrany, siedział na plaży, twarzą zwrócony ku morzu, nie bacząc, że nacierająca woda zalewa go po pas.

Ani chybi miłość, uznałem, przed porą deszczową nawet żółwie na potęgę łączą się w pary.

Kiedym podszedł i zajrzał mu w twarz, lęk mnie zdjął. Spojrzenie miał nieobecne, jakby w innym zgoła świecie już przebywał. Widać dopadła go platonia, najgroźniejsza z odmian miłosnej choroby.

„Panie – odezwałem się łagodnie, klepiąc go po ramieniu – sameś mówił, że nawet po najczarniejszej nocy słońce wschodzi”.

Ledwo na mnie spojrzawszy, wyrzucił z siebie smętnie:

„Nie będzie więcej nocy, nie będzie wschodów słońca. Koniec już bliski, Piętaszku”.

Ucieszyłem się. Porażenie słoneczne stokroć łatwiej wyleczyć niż niespełnioną miłość.

„Czas na śniadanie” – rzuciłem dla odwrócenia jego uwagi.

„Czas? – Podniósł zakrzywiony palec, jakby reumatyzm go chwytał. – Tak, Piętaszku, zegar już tyka. Ziemska siła go nie zatrzyma”.

„Tylem razy przestrzegał – mruknąłem pod nosem – by nie wystawiać się na południowe promienie bez kapelusza”.

„Sen miałem! – przerwał mi raptownie. – Przyśniło mi się tykanie zegara. We śnie rozglądałem się, alem zegara nigdzie nie widział. Strach mnie chwycił i ze strasznym krzykiem zbudziłem się z tego koszmaru”.

„Twój anglikański Bóg mógł był cię obdarzyć mocniejszym snem” – mruknąłem.

„Słyszysz? – syknął, palec kładąc na ustach. – Wciąż tyka”.

Kiwnąłem potakująco głową. Nic nie słyszałem.

„Tykanie zegara słychać – podjął – a zegara nie widać. Co Bóg chce mi przez to powiedzieć?”

„Żebyś nie obżerał się tłustym mięsem na kolację”.

„Metafizyka, durny Piętaszku! Bóg mówi, że koniec świata niedaleki. Z każdym ruchem niewidzialnego wahadła godzina Apokalipsy się zbliża”.

„A pora śniadania mija...”

„Życie przepadło, pal je diabli. Ale duszę, duszę ratować trzeba”.

„Masz na to sposób?”

„Na początek rozdam wszystko, co mam”.

„Niewiele tego”.

„Wzniosę Panu świątynię”.

„Najlepiej taką – bąknąłem – co ma maszt i żagle i na wodzie zdolna jest się utrzymać”.

„Ochrzczę twoją pogańską duszę”.

„Bardzo proszę – zgodziłem się, nauczony, że wariatowi lepiej się nie sprzeciwiać”.

„Wiem! – oczy mu rozbłysły – wyprawię się łodzią do kraju Salamaków. Będę ich nawracać!”

„Skończysz w kotle” – ostrzegłem.

„Da Bóg, wcześniej choć jedną dziką duszę ocalę!”

Więcej słuchać nie zamierzałem. Mówił jeszcze, jak to Bóg i Pan Nasz znajduje upodobanie zwłaszcza w męczennikach zdolnych do największych poświęceń, ja tymczasem podniosłem gładki kamień i wyczekawszy chwili, gdy odwrócił wzrok, zdzieliłem go w głowę.

Wziąłem bezwładnego na plecy, zaniosłem do chaty i złożyłem do łóżka. Sam przysiadłem obok, czekając. Ocknął się niezadługo. Ujrzawszy mnie, gębę rozciągnął w uśmiechu i masując się po głowie, rzekł:


„Sen miałem, Piętaszku. Jechałem konno z Yorku do wiejskiej posiadłości ojca. Koń mnie zrzucił i jak długi runąłem na ziemię”.

„Narowista bestia” – podjąłem ostrożnie.

„Cóż za widoki, Piętaszku! Soczyście zielone pola i dziewki w podkasanych kieckach, bieliznę piorące w rzece. Ach! – westchnął – piękna ta nasza Anglia!”


P OWIEŚĆ MORZE.ODPŁYW, Media Rodzina


O KSIĄŻCE NAPISALI


tu-czytam | Izabela Mikrut


„Jest w tej powieści, poza wyjściowym koszmarem z przeszłości, trochę sensacji oraz wręcz filmowe sceny wzruszające. Pojawia się nieoczekiwana i trudna przyjaźń, porozumienie, jakiego nikt by się nie spodziewał. (...) Grzegorz Gortat ostrzega przed nieszczęściem i ekstremalnymi krokami, nastolatkom jednak pokazuje, że zawsze warto poszukiwać alternatywy, zamiast stawiać wszystko na jedną kartę. Patryk przekonuje się, jak różne oblicza może mieć odwaga albo strach – nie wszystko jest tu oczywiste i nie wszystko da się jednoznacznie oceniać. Ludzie popełniają błędy – nieważne, czy to dorośli, czy dzieci. Proste prawdy Gortat składa we wciągającą opowieść. Morze. Odpływ to niewielki tomik, który zrobi spore wrażenie. (...) Proponuje autor mocną prozę – swój pomysł na tom realizuje tak, żeby uciec od naiwności i zapewnić odbiorcom dużą dawkę przeżyć”.

(Więcej o książce na stronie wydawnictwa Media Rodzina) www.mediarodzina.pl.

LIST JAK WESTCHNIENIE…

W pewien wrześniowy dzień 1912 roku Franz Kafka zasiadł do pisania listu do przyszłej narzeczonej, Felicji. Był to dopiero drugi z ponad pięciuset listów, które przez pięć lat znajomości do niej wysłał. Znajomości trudnej i obfitującej w wiele metaforycznie i dosłownie rozumianych westchnień.


„Jak zdobyłem Pani adres? (…) Pani adres właściwie wyżebrałem. Naprzód podano mi nazwę jakiejś spółki akcyjnej, ale to mi się nie podobało. Potem dostałem Pani adres prywatny, ale bez numeru domu, następnie zaś także numer. Teraz byłem już zadowolony, i   właśnie dlatego naprzód jeszcze nie pisałem, uważałem bowiem, że adres to już jest jednak coś, a   poza tym obawiałem się, że adres może być fałszywy (…). A  nie ma nic smutniejszego niż wysyłać list na adres niepewny, nie jest to wtedy list, jest to raczej westchnienie”.


Ten newsletter jest również formą listu. Listu, który być może czasem zabłądzi pod „adres niepewny”, czasem zaś jest wyczekiwany.




Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.