s.główna

Nr 51       25 grudnia 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA


Wahałem się, czy w czasie tak szczególnym, przeżywanym z najbliższymi i w zadumie nad rzeczami naprawdę godnymi uwagi, mam prawo wpraszać się do Państwa z copiątkowym newsletterem. Jeśli ostatecznie udzieliłem sam sobie „rozgrzeszenia”, to kierowany pragnieniem, by to wydanie uczynić szczególnym i stosownym do przeżywanego Święta.


Czego Państwu – i sobie – życzę? Byśmy tegoroczne Święta Bożego Narodzenia mogli spędzać w gronie najbliższych. Byśmy na swej drodze zawsze spotykali osoby nam życzliwe, gotowe w razie potrzeby wyciągnąć do nas pomocną dłoń. I byśmy, oglądając się za siebie, odnajdywali ludzi i wspomnienia, do których chcemy wracać.


Jednym ze wspomnień dzieciństwa, które przechowałem nie tylko na zdjęciu, są jasełka w przedszkolu przy parafii św. Józefa w Łodzi, prowadzonym przez siostry ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Jest rok 1961, za kilka miesięcy przedszkole, jak i inne instytucje przykościelne, decyzją ówczesnych władz państwowych zostanie zamknięte. Tymczasem przeżywam swoją wielką chwilę. Jestem jednym z trzech króli, tym, który Dzieciątku przynosi w darze złoto. Czuję się wyróżniony – i onieśmielony. Wnętrza, które widuję na co dzień, zamieniły się w teatralną scenę, dobrze znane przedmioty nabrały nowego znaczenia.


To wspomnienie, ubrane w szaty fikcji, wplotłem do powieści Zła krew (Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2010). Jej fragment dzisiaj przytaczam. Narrator ma niespełna pięć lat, właśnie szykuje się do odegrania swojej pierwszej roli.


ZŁA KREW (fragment powieści)


Czekaliśmy w ciemnym przedsionku kościoła. Rotmistrz Roch na byle szmer pokazywał krzyż nad kropielnicą i przykładał palec do ust.

Sztuczna broda łaskotała mnie w nos. A jeśli kichnę i odpadnie? Wolną ręką sprawdzałem, czy broda trzyma się na gumce.

- Już czas – powiedział rotmistrz niewyraźnie; usta po lewej stronie miał zniekształcone od kuli. – Sza! On patrzy z góry.

Stąpaliśmy za nim po posadzce jak po lodowej tafli, uważając, by nie przydepnąć długich płaszczy. Przed ołtarzem przyklęknęliśmy. Wyszliśmy bocznymi drzwiami, prosto pod niebo rojne od gwiazd. Popatrzyliśmy po sobie zmieszani.

- Gwiazda Betlejemska – zawyrokował Roch, wędrując palcem po niebie.

Mateusz czekał tuż za progiem świetlicy, na tle papierowej dekoracji udającej wnętrze pałacu w Tyberiadzie. „Was jest trzech, król Herod jeden”! – natrząsał się z nas przez ostatni tydzień. Puszył się teraz w purpurowym płaszczu i koronie, ponoć wypożyczonych z prawdziwego teatru. Recytował swoją kwestię tak zapalczywie, że słychać go było pewnie aż na kościelnym dziedzińcu. „Niech się stanie twoja wola” – odpowiedzieliśmy w trójkę zgodnym chórem, choć chciało nam się śmiać. Wszystkim wiadomo, że Heroda ostatecznie wystrychniemy na dudka.

Przynaglani przez rotmistrza, z darami kierujemy się na środek świetlicy. Za Marię przebrała się młodsza siostra Renaty, Józefa gra bratanek księdza Antolaka, wikariusza parafii, której nomen omen patronuje święty Józef. „Przynosimy Ci mirrę, złoto i kadzidło” – powtarzam z Melchiorem i Baltazarem, kładąc złoto z papieru mâché przed plastikowym Dzieciątkiem. „Trochę mi Cię żal, nachodzi mnie myśl. Rok w rok dostawać to samo?”

Ksiądz Antolak wymknął się z sali. Siostra Janina zagrała na fortepianie Bóg się rodzi.

- A prezenty? – wrzasnął Herod.

Pogroziła mu palcem.

- Najpierw kolędy.

Wikariusz wrócił przebrany za Świętego Mikołaja, dźwigając worek z prezentami: w każdej z przezroczystych toreb po tyle samo cukierków, pomarańczy, czekoladek i orzechów. Mateusz dostał dodatkowo paczkę od ojca. Wdrapał się na podest opuszczony przez Świętą Rodzinę, otworzył paczkę i zaczął się obstawiać ojcowskimi zabawkami.

W myślach dziękowałem siostrze Janinie, że właśnie jego wybrała do roli Heroda. Od połowy grudnia codziennie czytywała nam historie biblijne i nie było dla nikogo tajemnicą, jaki koniec czeka króla Judei.




Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.