s.główna

Nr 6       7 lutego 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

KSIĄŻKI JUŻ OBECNE

Słowik Moskiewski, Wydawnictwo Dolnośląskie 2008


Wyobraźmy sobie, że jest ostatni tydzień kwietnia roku 1963, Warszawa przygotowuje się do świętowania 1 Maja. Naród wytrwale podnosi wskaźniki produkcji, a towarzysze tępią przeciwników systemu niczym Haszkowy oberżysta Palivec tępił muchy. W tym właśnie czasie do kraju przodków przyjeżdża Al Niczyj, Amerykanin polskiego pochodzenia, z natury romantyk (polska krew!), z zawodu prywatny detektyw. Pod płaszczykiem roboty dziennikarskiej dla polonijnej gazety, Al ma wypełnić pewną sekretną misję. Tymczasem zostaje siłą wciągnięty w rozwiązywanie kryminalnej zagadki komunistycznych elit PRL-u i ZSRR – chodzi o tajemnicze zniknięcie artystki radzieckiej, prywatnie kurtyzany „BARDZO WAŻNEJ OSOBY”.
SKĄD SIĘ WZIĄŁ AL NICZYJ
Prawdziwymi patronami Słowika MoskiewskiegoCharles Bukowski, autor Szmiry (Pulp) i Humphrey Bogart – a mówiąc szerzej bohater bogartowski, typ mocnego mężczyzny, któremu Bogart dał swoją twarz choćby w Casablance i Sokole maltańskim, filmie, którego literackim pierwowzorem była powieść Dashiella Hammetta. Dlaczego Humphrey Bogart? Tak o Bogarcie mówi z niekłamanym podziwem Al Niczyj: „Twardziel z zasadami pozujący na cynika. Chodząca uczciwość w sfatygowanym borsalino. Gość o sercu z pięćdziesięcioczterokaratowego złota, który wie, do czego służy łóżko, honor i sześciostrzałowy Smith & Wesson”


O Słowiku Moskiewskim pisali:

„Dziennik”: „Wyobraźcie sobie powieść kryminalną, na której stronach spotykają się Gomułka i Tyrmand – Grzegorz Gortat prześmiesznym Słowikiem Moskiewskim pokazuje, że dla literatury nie ma zadań niemożliwych”.

„Newsweek”: „W kryminale Gortata znajdziemy mnóstwo zręcznych i przekonujących nawiązań do twórczości Chandlera czy Hammetta”.

„Śląsk”: „Pół-Polak, pół-Amerykanin (…) wplątany w intrygę z sierpem i młotem w tle, spotyka w kraju przodków znanych polskich literatów: Leopolda Tyrmanda i Jerzego Putramenta. Obecność w książce Gortata ‘pierwszego polskiego bikiniarza’ (…) wskazuje na intertekstualne relacje Słowika ze Złym”.


Fragment powieści: Siedzieliśmy w siedmiu przy dużym stole w opustoszałej już sali recepcyjnej Domu Partii: Bruce – oficjalnie w charakterze przedstawiciela biura prasowego ambasady amerykańskiej, ambasador Awierkij Aristow z Wiaczesławem Draczenką, sekretarzem do spraw prasowych, ambasador John Cabot, towarzysz Wiesław, premier. Wreszcie ja – w roli zaufanego korespondenta z Ameryki. Między nami krążyła gościnna „Stolicznaja” – prezent od ambasadora Aristowa. „Towarzysze …” - podjął Awieriusza Aristow, lecz po tym wstępie urwał na nazbyt długo. „Nowa jakość” – podpowiedział mu po polsku Draczenko. „Właśnie – podjął Aristow – gdyby w tej chwili stanął między nami Lenin, to – wierzcie mi, towarzysze – powiedziałby tak: towarzyszu Aristow, towarzyszu Cabot, wspólnym trudem budujmy nową jakość”. (…) „Nowa? – powtórzył ambasador Cabot, daremnie próbując zajrzeć w małe oczy Aristowa, które ślizgały się po prawie pustej butelce. – Jakość?” „Czas razem budować przyszłość. Czwartą Międzynarodówkę. Tak by nam powiedział wizjoner Lenin”. Umysł ambasadora Cabota zatrzymał się nad Międzynarodówką jak objuczony muł nad przepaścią. Przyszedłem mu w sukurs: „International Fourth” – przetłumaczyłem bostończykowi prosto do ucha. „A Trocki? – wypalił Cabot, dając dowód, że na kursach historii w Georgetown University przykładał się do nauki. – Myślałem, że czwarta już była. Czy to nie Trocki powołał do życia czwartą?” „Zdradził, swołocz!” – warknął Aristow. „Zdradził” – zawtórował mu nostalgicznie towarzysz Wiesław. „Trzecią zbudował Lenin – przypomniał Aristow. Westchnął. – Na trzeciej, niestety, świat się zatrzymał”.




KSIĄŻKI ZAPOWIADANE

Pokój bez widoku


Nie bez racji mówi się, że każdy ma dwie twarze. John M. Godart vel Jan Michał Godurć jest mistrzem w ukrywaniu swego drugiego oblicza – i wstydliwej przeszłości. Najbardziej się odsłania, kiedy bez świadków zaczyna sam ze sobą prowadzić dialog.


Fragment powieści: Włączyłem laptop i zacząłem od przejrzenia poczty. Śmieci i reklamy. Do czytania i pisania nie potrzebuję okularów, dobry wzrok odziedziczyłem po ojcu; mam nadzieję, że to jedyne, co po nim przejąłem. Uporawszy się z czyszczeniem skrzynki e-mailowej, zająłem się cotygodniowym artykułem dla „New York Timesa”: „Coetzee w Auschwitz. Gdyby Kafka doczekał Holokaustu”. Pseudoliterackie wypociny, tyle że sygnowane nazwiskiem gościa, który osobiście znał Bellowa, Rotha, Vonneguta i Sontag. To o mnie. O czwartej zrobiłem przerwę, żeby się wysikać, łyknąłem czerwoną tabletkę, przygotowałem sobie drinka i pisałem dalej. Skończyłem kwadrans po szóstej. Przeczytałem tekst, skróciłem akapit poświęcony Kerteszowi i jednym kliknięciem wysłałem artykuł za ocean. Zdążyło się ściemnić. (…) Zjadłem dwie grzanki z dżemem, usiadłem w fotelu i ponownie sprawdziłem pocztę. Adwokat Debbie kolejny raz przypominał, że na mocy umowy rozwodowej połowa honorariów autorskich profesora Godarta należy się jego byłej małżonce. Wykasowałem emaila, w duchu życząc Debbie rychłej starości. Zwykłe chciejstwo w przypadku gościa, który w drodze do mety wyprzedza byłą lubą o dobre trzydzieści lat. (…) Wziąłem prysznic i po pół godzinie byłem gotowy do wyjścia. Z lustra w przedpokoju patrzyła na mnie facjata, jakiej się dorobiłem przez sześćdziesiąt kilka lat, i metr osiemdziesiąt siedem zwieńczone rzadkim kucykiem. „Profesorze Godart – podniosłem szklaneczkę z Johnniem Walkerem – życzę udanych łowów”. „Profesorze Godart – odpowiedziało mi odbicie w lustrze – ma pan problem alkoholowy”. „Pudło, profesorku! – Bez pośpiechu dopiłem whisky. – Mam cholerny problem z prostatą”.


KAFKOLOGIA

„Historia jednego zdjęcia”

Wbrew pozorom fotografii dokumentujących życie Kafki nie jest aż tak wiele. To zdjęcie Franza w meloniku należy do najczęściej reprodukowanych. Sympatyczny, młody mężczyzna w meloniku uśmiecha się nieco melancholijnie – a może niepewnie, jakby fotograf go zaskoczył. Może czytelnika z kolei zaskoczy informacja, że samo zdjęcie zostało ocenzurowane. Dlaczego?

Na zamieszczonej poniżej kompletnej wersji widzimy Hansi Julie Szokoll, kelnerkę w jednej z praskich winiarni. Skąd wzięła się u boku Franza? Przyszły autor Przemiany ma wtedy ok. 24 lat, jest w pełni sił witalnych. Maks Brod, przyjaciel Franza i propagator jego twórczości, pisze: „Przypominam sobie jego afekt do kelnerki w jednej z winiarni, imieniem Hansi, o której powiedział kiedyś, że całe pułki kawalerii przejeżdżały po jej ciele. Franz czuł się w tym związku miłosnym bardzo nieszczęśliwy. Świadczy o tym również fotografia, na której figuruje razem z Hansi, ale sprawia takie wrażenie, jakby chciał uciec stamtąd czym prędzej”. (Maks Brod, Franz Kafka. Opowieść biograficzna, tł. T. Zabłudowski).

A więc Kafka i „dama lekkich obyczajów”? Cóż, nie jest tajemnicą, że młody Franz dość regularnie korzystał z domów uciech i łatwo nawiązywał relacje z „wiadomymi dziewczętami”. Skąd zatem te cenzorskie nożyce? Może biografowie pisarza za przykładem Maksa Broda uznali, że potomnym należy się obraz uduchowionego „pustelnika i anachorety”, którego „cała istota tchnęła tęsknotą do czystości”? (Maks Brod).




Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.