s.główna

Nr 63       19 marca 2021

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

FACEBOOK CZY BOOK? WYBIERAM „BOOK”


Kiedy przed ośmioma laty dołączałem do grona użytkowników Facebooka, towarzyszyła mi nadzieja, że nowa platforma stanowić będzie forum do wymiany poglądów i doświadczeń, zarazem zapewniając sposobność do budowania pozytywnych relacji między fejsbukowiczami. Medium społecznościowe wydawało się stosownym narzędziem, by w świecie „samotnych wysp” zmniejszać odległości i niwelować niepotrzebne różnice.


Jednocześnie Facebook postrzegałem jako swego rodzaju bibliotekę, nieustannie rosnący zbiór obrazów, opinii i artefaktów, gdzie każdy może coś od siebie zaoferować oraz śledzić poczynania innych. Otwartość na poglądy, które niekoniecznie podzielamy, ciekawość świata rozumiana jako podążanie wieloma ścieżkami – to od wieków oczywista droga do poszerzania jednostkowej i kolektywnej wiedzy oraz narzędzie do budowania autentycznej, nie tylko deklarowanej, tolerancji.


Co wiem po ośmiu latach? Facebook stał się terenem walki międzyplemiennej – i nie mam na myśli wyłącznie polskich realiów. Pod sztandarami równości i tolerancji głosimy „jedynie słuszne poglądy”, z zaciekłością konkwistadorów zwalczając inne postawy. „Debata” stała się tylko pustym słowem, skoro z góry zakładamy, jakie argumenty należy uznać, a jakie zasługują na potępienie. Werbalna pałka zastąpiła sztukę dyskutowania, wulgaryzmy stały się narzędziem do akcentowania swych racji. Dziękuję, beze mnie.


Zamknięci we własnych bańkach, a przecież przekonani o własnej wrażliwości na wieloraki obraz świata, rozsyłamy treści na odległość śmierdzące oszustwem, klikamy oczywiste fejki i podpisujemy się pod setkami apeli, nie próbując nawet wczytać się w ich treść. Ważne jest tylko, by oponentowi dołożyć, a „swoim” przypisać chwałę. Najwyraźniej zapominamy, że kiedy innych obrzucamy błotem, brud przywiera również do nas. Z wojny, w której osiem ***** *** ma zastąpić argumenty, nikt nie wyjdzie czysty.


Gdzie podziali się śmiałkowie, gotowi wystawiać na szwank WŁASNY prestiż dla obrony WŁASNYCH poglądów, narażający WŁASNY autorytet dla sprawy, w którą bezgranicznie wierzą? Tak pojmowany indywidualizm jest na wymarciu. Królują kolektywizm, plemienna lojalność, opacznie rozumiana wspólnota interesów, asekuranctwo, anonimowość, bezpieczna bylejakość, chowanie się za plecami innych.


Dlatego na pytanie „Facebook czy book” odpowiadam: „book”. I nie mówię tak jedynie z pozycji pisarza.


ZAPISKI MĘŻCZYZNY PO NIEWŁAŚCIWEJ STRONIE CZTERDZIESTKI


Kobiety, wino i Apokalipsa


Z twarzy profesora Jana Wolnego-Rozlazłego przebijała determinacja mężczyzny, gotowego prędzej oddać życie, niż pozwolić wydepilować sobie łydki.


- Wolność, równość, braterstwo – powiedział smętnie do mikrofonu. Dwa tysiące par męskich uszu łowiło każdą jego głoskę zabarwioną amerykańskim akcentem. – Braterstwo! – powtórzył z naciskiem na pierwszą sylabę. – Nacieszcie się tym dźwiękiem, bo jeszcze tydzień, dwa i zostanie zepchnięte do lamusa przez politycznie poprawne „siostrzeństwo”.


Profesor miał na sobie garnitur od Bossa, był świeżo ogolony, wykąpany – i, niestety, przeraźliwie trzeźwy. Wypisz wymaluj obraz desperata na chwilę przed targnięciem się na życie. Ścierpła mi skóra na plecach z wytatuowanym damskim aktem w skali 1:10.


- Koledzy, przyjaciele, mężczyźni – podjął grobowym głosem. – Pora umierać. Odkąd religia, ostatnia ostoja paternalizmu i maskulinizmu, padła łupem feministek, czuliśmy, że koniec jest bliski. A jednak tylko tuliliśmy uszy, czytając w feministycznie poprawnym wydaniu Biblii: „Na początku Bóg stworzyła niebo i ziemię. (...) I widziała Bóg, że wszystko, co stworzyła, było dobre”. Biję się w piersi. Nawet ja milczałem, gdy kapłanki feminizmu, obalając uświęcony porządek natury, z dnia na dzień jęły wmawiać światu, że Adam powstał z żebra Ewy!


Profesor odtrącił podaną mu puszkę „żubra”. Powiało grozą. Skoro pionier maskulinizmu odrzucał jeden z ostatnich atrybutów męskości, dla milionów zwykłych mężczyzn nie było już nadziei.


- Chowaliśmy głowy w piasek – wychrypiał smętnie. – Błędem było sądzić, że kobiety nie odważą się pójść dalej. Są świętości, chcieliśmy wierzyć, przed którymi nawet one muszą ustąpić. Oto naiwność, za którą dziś przyjdzie nam zapłacić najwyższą cenę.


Stuknął palcem oprawiony w różową skórkę egzemplarz „Feministycznego wydania ksiąg Starego i Nowego Testamentu na wiek XXI i następne”.


- Cud w Kanie Galilejskiej. Zamiana wody w wino. Milowy krok w dziejach ludzkości, który przez wieki popychał świat gładko po wyboistych koleinach cywilizacji. Tak było jeszcze do wczoraj. – Zawiesił głos, by zaraz potem wypowiedzieć apokaliptyczne słowa: - Bo cóż czytamy w Biblii feministek? Że obywatel J. z Nazaretu w ów szczęśliwy dla ludzkości wieczór dokonał w Kanie przemiany wody w perfumy Red Door.

Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.