Pokrótce przypomnę dość pokrętne losy Pokoju bez widoku. Powieść zacząłem pisać osiem, dziewięć lat temu. Komputerowy chochlik sprawił, że tekst w ówczesnym kształcie (ok. 50 stron) przepadł. Byłem pewny, że na zawsze, i zdecydowałem się projekt zarzucić. Po latach okazało się, że część pliku można przywrócić. Zachowały się też odręczne notatki. W tej sytuacji uznałem, że warto temat kontynuować. Może największą pokusą była chęć wprowadzenia postaci, której nie sposób polubić?
John M. Godart, profesor uniwersytetów Princeton, Berkeley i Columbia, laureat nagrody literackiej Pulitzera, przyjaciel Saula Bellowa, wymieniany w gronie pewniaków do literackiego Nobla, to postać fikcyjna. A że uważny czytelnik dopatrzy się podobieństwa do postaci autentycznych? Cóż, będzie to tylko dowodziło pewnej powtarzalności ludzkich losów.
Jak zaklasyfikować powieść Pan Rasmussen? To poniekąd kryminał, jest przecież zbrodnia, ofiara i policyjne śledztwo. Lecz przede wszystkim to powieść o miłości, przemijaniu, zawiedzionych nadziejach, iluzji postępu i odchodzeniu świata, jaki znamy. O nieuchronności społeczno-ekonomicznych procesów, których nie jesteśmy w stanie powstrzymać. Jest to wreszcie podróż przez różne epoki i kultury, profesor Rasmussen bowiem to światowej klasy antropolog i patrzy na świat nie tylko przez pryzmat własnych doświadczeń.
„Jeśli bowiem krzywda nie została naprawiona, będą one szukać zadośćuczynienia”.
Kim jest profesor Rasmussen? To emerytowany antropolog, w latach zawodowej aktywności badający kultury tzw. ludów prymitywnych, któremu z dnia na dzień przyjdzie się zmierzyć z bezwzględnością tzw. cywilizowanego świata. Rasmussen, podobnie jak Kafkowski bohater, długo będzie wystawał przed Bramą do Prawa i do niej kołatał. Czy doczeka się sprawiedliwości?
Książki klasyfikujemy wiekowo z różnych powodów – choćby po to, by je ustawić na „właściwej” bibliotecznej półce. Gwoli ścisłości dodam więc, że poza młodszymi czytelnikami, równoprawnymi adresatami tej powieści są również czytelnicy dorośli, rodziców nie wyłączając.
Bo o czym jest ta książka?
„O kilku sekundach, które raz na zawsze odmieniają życie.
O wyrzutach sumienia, które nie pozwalają wymazać z pamięci własnego tchórzostwa.
O wstydliwej przeszłości, z którą prędzej czy później musimy się zmierzyć”.
Tyle tekst na okładce. By dowiedzieć się więcej, trzeba po książkę sięgnąć. Gorąco do tego zachęcam.
Mur to podsunięta czytelnikowi sposobność przyjrzenia się z dystansu pewnym mechanizmom, przestroga przed ich uruchamianiem. Chciałem też zwrócić uwagę na pewną umowność ról, jakie życie na nas nakłada. Mieszkający w obrębie Muru to trybiki, numery bez imienia i nazwiska, w sposób efektywny i niezawodny potrafiące tę machinę wprawiać w ruch, ale jednocześnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, zdolne wchodzić w rolę innych, co często wiąże się z wywyższeniem w hierarchii. Czy jednak to faktyczne dowartościowanie bohaterów? Przesuwani po polach szachownicy, wciąż są tylko bezwolnymi pionkami, trybikami, które machina w każdej chwili może zmiażdżyć.
Na stronie Wyd. JanKa znajduje się wywiad, jaki przeprowadziła ze mną pani Janina Koźbiel