s.główna

Nr 25       19 czerwca 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

PIĄTKI Z PIĘTASZKIEM


Robinson i zabójcze umiłowanie przyrody

Mój poczciwy Robinson zastąpił mi drogę, kiedym, nie zważając na skwar, szedł dokończyć karczowanie pola.

„Przepuść” – przemówiłem łagodnie.

„Ani myślę!” – Zamierzył się na mnie kijem.

Zostawiłem go tam, gdzie stał i, nadkładając drogi, ruszyłem na pole kamienistą ścieżką. Zaszedł mnie cichaczem od tyłu, po czym bez ostrzeżenia ciął kijem przez nogi z taką siłą, że przyklęknąłem.

„Boli!” – jęknąłem.

„Cierp, morderco!”

„Toż to tylko drzewo!”

„Żywe stworzenie, które Pan nasz stworzył”.

Podpierając się trzonkiem siekiery, dźwignąłem się na nogi.

„Sameś mówił – wystękałem – że wasz Bóg zezwolił człowiekowi czynić sobie ziemię poddaną”.

„Ale powiedział też: Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem”.

„Otóż to – argumentowałem. – To drzewo żadnych owoców z dawna już nie rodzi!”

„Wolą Pana naszego jest to w każdej chwili zmienić” – odparował.

„Pięknie – zakpiłem – ale Bóg papistów, ba, nawet Jego znacznie potężniejszy anglikański krewny, ziemi za nas nie wykarczuje”.

„Karczuj ziemię na chwałę Pana i w trosce o nasze żołądki. Ale od drzewa wara!”

Zdusiłem w sobie wściekłość i ozwałem się łagodnie, jakbym do kobiety w odmiennym stanie przemawiał:

„Zważ, panie, na korzyści. Jedno drzewo, nikomu ani niczemu nie służąc, płachetek najbardziej urodzajnej ziemi zajmuje. Orząc i obrabiając pole, co rusz muszę przeszkodę omijać. Zetnę je, a zboża dwakroć więcej zbierzemy”.

„Durny Piętaszku, ty, w dziczy urodzony, widzisz świat małym, ja zaś swoim rozumem ogarniam niepomiernie więcej. Tyle ci powiem: porusz jeden kamień, a całą górę skażesz na zagładę. Z miłości do Pana Naszego, który za sprawą króla Henryka objawił chrześcijańskiemu światu prawdziwe, anglikańskie oblicze, drzewa, które był stworzył, do ostatniej kropli krwi bronił będę.

Po tych słowach ujął kij krzepko i mocno się nim zamachnął, dając mi poznać, że prędzej spodziewa się mojej krwi utoczyć, niż swoją przelać.

Odczekałem do wieczora, mając nadzieję, że sen go zmorzy, a wówczas ja i siekiera przystąpimy do dzieła. Próżno się łudziłem. Krążył przy drzewie jak dziki Salamak wokół kotła z mięsną kolacją. Noc zapadła i w ciemności straciłem go z oczu, ale wciąż słyszałem, jak pełni wartę, krzykiem dodając sobie odwagi. W końcu senność mnie zmogła. Zasypiając, słyszałem rytmiczne postukiwanie i odgłos przerzucanej ziemi.

Kiedym rano otworzył oczy, z przerażenia serce podeszło mi do gardła. Robinson pod osłoną nocy wykopał rów, kierując wodę ze strumienia na pole. Obsiany zbożem płachetek zamienił się w płytki staw, pośrodku którego wyrastało rachityczne Robinsonowe drzewo. On sam, usadowiony na konarze, oburącz uczepiony pnia, patrzył na mnie z góry.

„Póki żyję – wymamrotał szczękając zębami, podczas gdy uschłe drzewo, podmywane od korzeni, jęło na moich oczach przechylać się na bok – będę nasz piękny świat ratował przed zagładą!”



KAŻDY RĘKOPIS BĘDZIE MILE WIDZIANY”


Rozważanie, pierwsza książka Kafki, na którą składały się krótkie teksty Franza, sprzedawała się słabo. Mimo że zbierała bardzo dobre recenzje w pismach literackich, z ośmiuset numerowanych egzemplarzy przez pięć lat sprzedała się zaledwie połowa nakładu. Kurt Wolff, ówczesny wydawca Kafki, najwyraźniej nie był tym zniechęcony. W liście do pisarza zauważa: „Zarówno Pan, jak i my wiemy, iż tak się zwykle dzieje, że właśnie najlepsze i najbardziej wartościowe rzeczy znajdują oddźwięk nie od razu, lecz dopiero później, i nie tracimy wiary, że niemieckie kręgi czytelnicze posiądą zdolność odbioru, na jaką książki te zasługują”. Mimo niskich wyników sprzedaży debiutanckiego tomu, Wolff zapewnia, że każdy nowy tekst powita „ze szczególną wdzięcznością”. „Ucieszyłbym się ogromnie, gdyby (…) powierzył nam pan do wydania następne książki. Każdy rękopis, który zdecyduje się Pan nam przesłać, będzie mile widziany i z serdeczną troską wydany w formie książkowej”.


I ŻYŁ DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE…


Ilustracja: Sidney Paget

Fikcja literacka może wyjść zwycięsko ze starcia z faktami? Jak najbardziej, o czym świadczy chociażby wynik sondażu przeprowadzonego w Wielkiej Brytanii w 2008 roku. Grupie tamtejszych nastolatków przedstawiono listę postaci zarówno historycznych, jak i sylwetki bohaterów od początku zamieszkujących świat literackiej fikcji. Wynik? Blisko połowa nastolatków odpowiedziała, że król Ryszard Lwie Serce, który ma trwałe miejsce w historii choćby dzięki udziałowi w wyprawach krzyżowych, w rzeczywistości nigdy nie istniał. Cóż, może dwunastowieczny władca to postać zbyt czasowo odległa dla uczniów kształconych w szkołach XXI wieku? Jak w takim razie ocenić wiedzę jednej piątej uczestników tegoż sondażu, zdaniem których również Winston Churchill był postacią fikcyjną? Jednocześnie blisko 60 proc. respondentów było przekonanych, że stworzony przez Conana Doyle’a detektyw Sherlock Holmes naprawdę żył i mieszkał w Londynie na Baker Street. Posługując się przypisaną baśniom konwencją, można oto powiedzieć, że Sherlock Holmes żył długo i szczęśliwie, natomiast sir Winston Churchill, w 2002 roku w plebiscycie BBC uznany za najwybitniejszego Brytyjczyka wszech czasów, bynajmniej nie za sprawą czarów trafił do świata baśni.



Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.