s.główna

Nr 30       31 lipca 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

PREMIERA NOWEJ KSIĄŻKI


Projekt okładki książki

Pan Rasmussen ukaże się 5 sierpnia.


Fragment powieści:

Z ulicy, gdzieś na wysokości domu, dobiegł tupot kroków, ktoś przeraźliwie krzyknął, po czym na powrót zapadła cisza, mącona tarciem opon po mokrym asfalcie i bębnieniem deszczu o szyby. Uniósł głowę i niespokojnie nasłuchiwał, aż upewnił się, że krzyk z ulicy nie zbudził domowników. Kiedy budzik wyświetlił pierwszą, odczekał jeszcze kilka minut. Wstał, wyjął wsunięty pod łóżko mały pakunek owinięty w miękką flanelę, otworzył drzwi i boso wymknął się do przedpokoju. Zawiniątko mieściło się we wnętrzu dłoni; przełożył je z lewej ręki do prawej i stał bez ruchu, wytężając słuch. Cisza. Ruszył dalej. W kuchni zapalił tylko lampkę, następnie wlał trochę wody z czajnika do szklanki, naczynie postawił na blacie; gdyby ktoś zajrzał, będzie mógł wytłumaczyć, że wstał, bo zaschło mu w gardle. Otworzył szafkę gospodarczą, przykucnął, zawiniątko położył na podłodze, ostrożnie, żeby nie narobić hałasu, wyjął skrzynkę z narzędziami, umieścił pakunek w metalowym pojemniku na gwoździe, pojemnik wstawił na miejsce, a skrzynkę na powrót do szafki. Raptem naszły go wątpliwości, czy dobrze wybrał kryjówkę. Pewnie mógłby się lepiej postarać i wyszukać pewniejsze miejsce. A najlepiej znaleźć coś nietrefnego poza domem. No nie, nie dajmy się zwariować! A jednak ręce mu się trzęsły, kiedy ujął szklankę i przybliżył do ust. Opróżnił naczynie duszkiem, zgasił lampkę i wrócił do pokoju. Kładąc się do łóżka, był pewny, że do rana nie zmruży oka, wystarczyło jednak, by przyłożył głowę do poduszki, a zasnął kamiennym snem, zupełnie jakby wraz z kłopotliwym pakunkiem pozbył się wyrzutów sumienia.

PO GODZINACH…


Sztuka Uli Cy, albo z przymrużeniem oka…



Cóż, nie wahajmy się tego powiedzieć – Ula Cy w swych śmiałych zamierzeniach artystycznych nie bała się wsadzać kija w mrowisko. Porywała się na zamierzenia trudne i politycznie niewygodne, nierzadko narażając się na niezasłużone cięgi krytyków sztuki i politycznych decydentów. Prowokowała? Zgoda, takie prawo artysty. Nigdy jednak nie przekraczała granicy dobrego smaku i nie dawała złego przykładu, świadoma słuszności powiedzenia: „Czym skorupka za młodu nasiąknie…”


PIĄTKI Z PIĘTASZKIEM


Robinson i alkoholowe wywyższenie

Mój poczciwy Robinson, jak przystało na niedzielę, sięgnął po swą grubą, podniszczoną książkę, która ponoć zawiera wszystkie Boże objawienia. Choć, jak onegdaj podpatrzyłem, brak w niej sporo kartek. „Dzień święty – zaczął – w którym Pan nasz po trudzie stworzenia świata odpoczął, na pamiątkę czego i nam przykazał odpoczywać, człowiek winien uczcić czytaniem jego świętej księgi”.

Miałem ochotę rzec, że po sześciu dniach pracy nie dzień, ale tydzień cały winno się odpoczywać. Zmilczałem.

„Otóż – ciągnął i, otworzywszy tom na chybił trafił, wyrecytował, książkę odsuwając na długość ramienia, bo jest, jak się zarzeka, dalekowidzem: - ‘Rozdziera się serce we mnie, wszystkie moje członki ogarnia drżenie, jestem jak człowiek pijany, jak człowiek przesycony winem...’”.

„Pijany? – przerwałem mu grzecznie.

Obrzucił mnie roztargnionym spojrzeniem.

„To stan, gdy duch przeważa nad ciałem”.

„Mógłbyś to bliżej objaśnić?”.

„Ciało jest niczym, w pełni podporządkowane duchowi”.

„Mówiłeś, zdaje się, że to definicja śmierci”.

„Bo pijaństwo jest jej doczesnym odpowiednikiem. Ciało ciąży jak kamień, dusza ulata w rejony na co dzień niedostępne”.

Wzrok miał tak rozmarzony, że lękałem się go z tego stanu wytrącać. Ale na usta cisnęło mi się pytanie:

„O takim stanie dochodzenia do świętości wcześniej jakoś nie wspominałeś...”

„Zwyczaj to zbyt pospolity, by nad nim dłużej się zatrzymywać”.

„Pospolity? Wzbudziłeś moją ciekawość, panie”.

„Praktykuje go naród cały, od gminu po samego króla, biskupów, rzecz jasna, nie wyłączając”.

„Nie wiedziałem, że Anglia jest aż tak rozmodlona”.

„Nie umniejszając zasług Anglików dla religii, uczciwie zastrzec muszę, że wiele narodów oddaje się z równym nam zapałem tej duchowej posłudze”.

„Otwierasz przede mną nowe światy, panie!”.

„A w każdym narodzie znajdziesz przykłady mężów, którzy życie całe, niemal od kołyski, tę formę oddania Panu praktykują”.

„Wcześniej żem nie wiedział – mruknąłem – że i ta droga prowadzi do świętości”.

„Podążamy drogą naszego Pana, który wieczerzając z apostołami, jedzenie obficie podlewał winem. Choć dodać muszę, że dla wywyższenia ducha nie lękamy się sięgać po inne trunki”.

„Bo wiarę wyrażać można na różne sposoby” – podchwyciłem.

Przytaknął, po czym jął wyliczać:

„Wino, tak z winogron robione, jak i z podlejszych owoców, w smaku zresztą wcale niezgorsze. Piwo warzone na różne sposoby, takie, które do głowy uderza od razu, i takie, które najpierw do nóg wędruje, by potem, rozchodząc się po wszystkich członkach, całe ciało objąć we władanie. O wódkach i nalewkach nie wspomnę, bo taka ich obfitość, że najtęższy umysł nie zdoła wszystkich spamiętać”.

Z taką pasję przemawiał, że nie śmiałem przerywać. W nadziei, że zaznam choć namiastki uduchowienia, które na moich oczach stało się jego udziałem, wyjąłem świętą księgę z rąk Robinsona i jąłem czytać w miejscu, gdzie była otwarta.

Robinson, przemawiając, pogrążał się w religijnej ekstazie, ja zaś ujrzałem, że fragment, który wcześniej był odczytał, zaczyna się od słów: „Powszechne zepsucie”.




Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.